Black – wróżka wiatru

Wróżka siódmego szczebla była wyspecjalizowana w magii powietrza i dysponowała niespotykanym poziomem biegłości w tej dziedzinie. Mało kto posiadał takie umiejętności i potrafił się nimi posługiwać z podobną lekkością oraz finezją.
Black była również ekspertem w bezgłośnym wypowiadaniu zaklęć, co rekompensowała dość impulsywnym wymawianiem przekleństw, których nie powstydziłby się nawet krasnoludzki grabarz. Jak powszechnie wiadomo, grabarze są mistrzami niewybrednego języka, a co bardziej rozgarnięci mogą przeklinać na jednym wydechu bez powtarzania. To już prawdziwa sztuka. Wróżka również to potrafiła, chociaż nie do końca wiadomo, jak weszła w posiadanie tej umiejętności.
Nic bardziej nie motywowało Black do przekleństw niż Maya. Już sama obecność Najjaśniejszej podnosiła ciśnienie i sprawiała, że umysł podwładnej zaczynał generować łańcuchy słów, które powszechnie uznawane są za obraźliwe.
Tylko dzięki ogromnej sile woli, opanowaniu oraz przygryzaniu sobie różnych części ciała nie wydostawały się one poza umysł czarnowłosej. Oczywiście, na szczęście dla wróżki, bo Bóg jeden wie, co mogłoby się wtedy zadziać.

Oprócz tych wszystkich zalet, Black posiadała jedną wadę. Miewała niekontrolowane wiatry. I nie chodzi tu o problemy gastryczne... Chodzi o przeciągi. Nieświadomie potrafiła sprawić, że w całej komnacie, dosłownie znikąd, pojawiał się wiatr. Czasami cug był na tyle duży, że zanim wróżka się zreflektowała, zdążył poprzewracać księgi oraz zrzucić ze stołów wszystko, co się na nich znalazło. Pewnie by jej to nie przeszkadzało gdyby nie Espidi, który też pracował w tej komnacie i okrutnie nie lubił przeciągów. Chyba nie było jeszcze takiego, którego by nie skomentował. Kiedyś nawet stwierdził, że wróżka - ze swoją umiejętnością - nadawałaby się doskonale do wietrzenia pomieszczeń (ze wszystkiego, co się w nich znajduje).

Na szczęście dla magika Sfery, Black miała dość wysoko ustawiony próg tolerancji dla jego docinków. Zamiast wykorzystywać swoje zdolności magiczne, szybko ripostowała komentarze złośliwego gnoma, sprawnie wykorzystując umiejętność przeklinania na jednym wydechu, nigdy zatem nie pozostawała mu dłużna.

Podróże do wolności

Maya kochała podróże. Zwłaszcza finansowane przez Instytut. A wszystkie były. W zasadzie cel podróży nie miał znaczenia. Najważniejsze było to, aby nieobecność w Instytucie trwała jak najdłużej. Wtedy wróżka szóstego szczebla czuła się naprawdę wolna. Niezależna od obowiązków, odpowiedzialności, zadań oraz wszystkiego tego, czego nie lubiła, a co wiązało się z pracą.
W podróży jej psychika zmieniała się nie do poznania. Wolność uderzała do głowy, jak woda sodowa z delikatną cytrynową nutą. Z wyniosłej, oschłej, władczej i bezkompromisowej Mai Flame, zmieniała się w szukającą okazji do uciech cielesnych kobietę.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że z wierzchu naprawdę mogła się podobać i niejednokrotnie przykuwała uwagę płci przeciwnej, bez względu na gatunek i wiek samca.
Instytut Magii już nie raz trząsł się w powałach pod naporem plotek i relacji naocznych świadków, którzy twierdzili, że widzieli ją w niedwuznacznych sytuacjach z mężczyznami lub innymi istotami z różnych wymiarów.

Każda wyprawa była nowym wyzwaniem, okazją do ciekawej znajomości i szansą na zdobycie nowych doświadczeń. A wszystkie bez wyjątku, były pretekstem do pokazania swojej prawdziwej natury.
I Maya pokazywała ją. Mając nadzieje, że nikt się o tym nie dowie.

Niestety nadzieja nigdy nie lubiła wróżki.