Złodziej

Metalowa kotwica z hukiem wpadła na dach jednego z tarasów Instytutu. Zaraz potem zaczęła okrutnie hałasować, ciągnięta przez naprężaną linę.
Nie znajdując żadnego zaczepienia spadła z dachu i poleciała na dół.
- Do huty...! - Dobiegł głos z dołu.
- No zawsze tak mam… – powiedział złodziej stojąc pod tarasem i masując ramię - Czy chociaż raz nie może się zdarzyć tak, że rzucę i od razu zaczepię?
Ted zwinął linę na ramieniu i zaraz potem zaczął jeszcze raz rozkręcać metalową kotwicę.
Kotwica zatoczyła kilka okręgów i z impetem poszybowała w górę i spadła na dach tarasu. Tym razem jeden z haków znalazł punkt zaczepienia.
Postać na dole kilka razy szarpnęła sznurem, żeby się upewnić, że tym razem zakotwiczenie zakończyło się sukcesem.
Złodziej splunął w dłonie, chwycił za linę i powoli zaczął się wspinać po kamienistej ścianie.
W połowie drugiego piętra usłyszał, czyjeś kroki. Wciągnął linę, która pod nim zwisała, przylgnął do ściany i znieruchomiał.
Nie czekał długo. Odgłosy kroków stały się głośniejsze i po chwili zza rogu wyszła niewielka zakapturzona postać z długim drągiem w ręku. Na końcu drąga dyndał niewielki lampion, który rozświetlał jej drogę.

Złodziej wisiał już chwilę na ścianie obserwując postać na dole. Był pewien, że długo tak nie wytrzyma, bo mięśnie już zaczęły mu drżeć pod skórą, a sznur niemiłosiernie wpijał się w dłonie.
Zaczął się modlić, żeby ten cieć jak najszybciej sobie poszedł, ale najwidoczniej dziś nie miał specjalnego posłuchu u Bogów.
Postać z lampionem (chyba faktycznie cieć) kręciła się pod wiszącym na ścianie złodziejem i widać było, że raczej jej się nie śpieszy.

Zdrętwiałe ręce złodzieja odmówiły posłuszeństwa i puściły sznur. Ted oderwał się od muru i przeraźliwie krzycząc runął w dół.
Stróż zdążył odskoczyć w ostatniej chwili.
Dzięki niebywałemu refleksowi ciecia złodziej nie zaznał miękkiego lądowania i hukiem runął na udeptaną ziemię.
Kurz podniósł się na wysokość metra, a tępy odgłos upadku przyprawiał o dreszcze.
Stróż powoli pozbierał się z ziemi i podniósł upuszczony drąg. Podszedł do leżącego na brzuchu złodzieja i przyświecił lampionem. Gdy tylko światło dotarło do twarzy leżącego stróż uświadomił sobie, że kogoś mu on przypomina.
- Ted, to ty? – zapytał z niepewnością w głosie i szturchnął go kijem.
Cięć wbił kij w ziemię, pochylił się i odwrócił leżącego na plecy.
- Ted, to znowu ty? – zapytał i zaczął cucić nieprzytomnego złodzieja.
Ted zaczął stękać i jęczeć.
Powoli zaczął się zbierać z ziemi, próbował się czegoś chwycić, na czymś wesprzeć. Macał ręką w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Jego ręka natrafiła na linę, która nadal zwisała z dachu tarasu. Chwycił ją mocno i podciągnął się, na tyle, że udało mu się usiąść.
Zaraz potem z wielkim hukiem spadła kotwica i wylądowała w miejscu, w którym jeszcze przed momentem leżała głowa złodzieja.
Złodziej pozbierał się błyskawicznie i wystraszony stanął na równych nogach. Popatrzył na kotwicę, złapał się za bolącą głowę i zaczął ją masował.
- Kurwa, nigdy mi się nie uda – powiedział podnosząc wzrok na stróża.
- Co? – zdziwił się cieć – Znowu miałeś test?
- Miałem już po raz dwudziesty szósty. – Złodziej zaczął masować głowę drugą ręką.
- I jak widać znowu gówno z tego wyszło – Ted spuścił głowę. – najwidoczniej nie nadaje się na złodzieja.
- Oj daj spokój – stróż poklepał go po ramieniu – nie można się tak łatwo poddawać.
- Greg, powtarzasz to już dwudziesty szósty raz.
- Co tym razem miałeś wykraść? – zapytał Greg.
- Tym razem to jakaś pierdoła – odparł Ted – niewielki medalion.
Stróż popatrzył na złodzieja.
- Słuchaj Ted, może przyniosę Ci ten medalion i zaniesiesz go do gildii i powiesz, że go ukradłeś.
- Naprawdę, mógłbyś to dla mnie zrobić? – zapytał złodziej z nadzieją, która momentalnie wymalowała się na jego twarzy.
- Trzeba sobie pomagać – dodał stróż.

Greg przyniósł medalion i dał go złodziejowi, który w jednej chwili zapomniał o bolącej głowie i stłuczonym ramieniu.
Zadowolony z siebie podziękował Gregowi i wesoło pomaszerował do miasta, aby dumnie oznajmić swojemu mentorowi, że w końcu udało mu się zdać test na złodzieja pierwszego poziomu.

Sympatyczny Krąg

Mała muszka owocówka zataczała właśnie dziewiąte koło nad talerzykiem, na którym leżała niedojedzona mandarynka i garść obierek. Już miała zatoczyć kolejne, ale niefortunnie oddaliła się od niego, a za bardzo zbliżyła się do nosa Mai, która z zaciekawieniem przeglądała strony w swojej Prywatnej Podręcznej Księdze Czarów.
Wróżka, nie odrywając oczu od księgi, podniosła różdżkę i coś szepnęła.
Muszka zapaliła się jak czarownica na stosie i spłonęła w powietrzu, pozostawiając po sobie kilka gasnących iskier i swąd spalenizny.

Na stronach księgi pojawiały się obrazki z wizerunkami mężczyzn i kobiet.
Wróżka z wypiekami na twarzy oglądała obrazki i przewracała kolejne karty.
Aby skontaktować się z tymi osobami trzeba było wpisać się na stronie "Sympatyczny Krąg". Maya od dłuższego czasu nosiła się z takim zamiarem, ale nie za bardzo wiedziała, jak ma się za to zabrać.
W końcu, zdesperowana, postanowiła skorzystać z opcji "pomoc", która znajdowała się na samym dole karty.

Gdy tylko wybrała „pomoc”, nad księgą pojawił się mały chochlik w wielkich okularach i usiadł na brzegu księgi.
- Witaj, jestem asystentem. W czym mogę pomóc? - zapytał grzecznie.
- Muszę koniecznie wpisać się na stronie, ale chyba jest zepsuta, bo się nie da - odparła podenerwowana wróżka.
- Zaręczam, że wszystko jest w najlepszym porządku i działa doskonale - stwierdził chochlik.
- To dlaczego nie mogę się zapisać?
- Pewnie dlatego, że nie wypełniłaś formularza.
- Jakiego formularza? Nic nie wypełniałam.
- Proszę, oto formularz rejestracyjny. - Chochlik pstryknął palcami i strona w księdze zmieniła się w kwestionariusz z kilkoma polami do wypełnienia. - Wypełnij go, proszę.
- Ale co ja mam tu wpisać? - zapytała zakłopotana wróżka.
- Dżizas... - wyszeptał chochlik pod nosem. - Na początek imię, nazwisko, przydomek i adres księgi - dodał spokojnie.
Maya pochyliła się nad księgą w skupieniu. Wzięła do ręki magiczne pióro i zaczęła wypełniać formularz. Długo zastanawiała się nad polem "przydomek", nie za bardzo wiedziała, co ma tam wpisać.
- Musisz sobie wymyślić jakąś nazwę, której będziesz używać na stronie. Coś, co będzie twoim przydomkiem, taką inną nazwą ciebie - podpowiedział asystent, widząc na twarzy wróżki delikatnie zarysowaną konsternację.
- Inna nazwa mnie? - zdziwiła się Maya.
- Chodzi o nazwę, pod jaką będziesz widziana na tej stronie - dodał pośpiesznie chochlik.
- A już wiem! To musi być coś takiego tajemniczego, coś fascynującego i ponętnego i żeby jeszcze nikt nie mógł odgadnąć, że ja to ja - dodała wróżka.
- Może abcxxx18? – zapytała, zadowolona z siebie.
- Jak dla mnie to możesz się nazywać dupa, dupa - powiedział znudzony asystent.
- Dupa, dupa...? Ale co - dupa, dupa...?
- Nie, nic - dodał chochlik i spojrzał na stronę. - Jedziemy dalej. Wpisz adres swojej księgi.
- A jaki mam adres księgi?
- Jak to, jaki masz adres księgi? - odpowiedział pytaniem. - Chyba powinnaś to wiedzieć najlepiej.
- Wiele rzeczy powinnam wiedzieć, a nie wiem, nie jestem alfa-betą - stwierdziła poirytowana.
- Zauważyłem - odparł cynicznie pomocnik.
- Możesz się w końcu na coś przydać?
- Otwórz swoją księgę na pierwszej stronie i przeczytaj, co jest tam napisane - powiedział chochlik, po czym wzniósł się w powietrze.
Maya posłusznie wykonała instrukcję i zaczęła czytać na głos:
- Prywatna Podręczna Księga Czarów, numer IP/MF/2389, własność: Maya Flame, adres księgi: maya.flame-malpa-imw. O, znalazłam adres księgi! - ucieszyła się jak dziecko.
- Wow! Super! Brawa dla tej pani – dodał, wyraźnie znudzony, asystent. - A teraz przepisz ten adres do formularza.
Wróżka powoli, znak po znaku, przepisała adres.
- No i właśnie udało się wypełnić cały formularz. Teraz naciśnij przycisk "wpisz" i gotowe.
Maya wcisnęła piórem niewielki przycisk pod formularzem. Karta zamigotała i pojawił się komunikat o poprawnym wpisaniu.
- Teraz nie pozostaje ci nic innego, niż poczekać na posłańca z potwierdzeniem wpisania - powiedział.
- A kiedy on przybędzie?
- Powinien pojawić się w ciągu paru godzin. Potem wystarczy, że wejdziesz na stronę, podasz swój przydomek, hasło i już będziesz mogła korzystać z "Sympatycznego Kręgu", i poznawać nowych znajomych.
- A jakie będzie hasło? - zapytała zaniepokojona wróżka.
- Nie mam pojęcia - chochlik rozłożył ręce. - Ale posłaniec na pewno będzie wiedział. Na mnie już pora. Muszę znikać, inni też potrzebują mojej pomocy.
- No to znikaj - powiedziała wróżka, nawet nie zastanawiając się na tym, że wypadałoby podziękować.
- Żegnam - powiedział asystent i rozpłynął się w powietrzu.

Po kilku chwilach nad księgą pojawiła się niewielka błękitna chmurka.
- Masz jedną nieprzeczytaną wiadomość od Noreply - powiedziała.
- Pokaż wiadomość - powiedziała podniecona wróżka.
Na stronach magicznej księgi pojawiła się wiadomość. Było to potwierdzenie wpisania do Sympatycznego Kręgu.
- Noreply??? Ciekawe kto to jest? - wróżka zawiesiła się na chwilę. Widać było, że stara się intensywnie myśleć.
- Nieważne, sprawdźmy co napisał - powiedziała sama do siebie.
Przesyłka zawierała krótkie podziękowanie za wpisanie i dane potrzebne do korzystanie ze strony: przydomek i hasło.

Maya pośpiesznie wywołała stronę i, korzystając ze swojej nowej nazwy oraz hasła, udało jej się wpisać na karty Kręgu.
Prawie natychmiast na jej twarzy pojawiły się wypieki. Zapominając o całym świecie, rzuciła się w wir wertowania Sympatycznego Kręgu w poszukiwaniu tego jedynego, księcia z bajki, który na białym rumaku miałby do niej przyjechać i spełniać jej najskrytsze marzenia i fantazje.

Algi

Każda wróżka, podczas swoich urodzin otrzymuje awatara; zwierzątko lub roślinę, dzięki któremu pozyskuje energię oraz rozwija swoje niezwykłe zdolności.
Wraz ze śmiercią chowańca, moc wróżki maleje, a jej rozwój magiczny staje się bardzo ograniczony.
Maya otrzymała algi.
Wbrew pozorom są one bardzo potężne. Dzięki temu, że żyją w wodzie, wspierają magię związaną z tym żywiołem. A co ważniejsze, są one prawie wieczne (odradzają się w swoim środowisku), a to, najbardziej pożądana cecha awatara.


Algi Mai, stały w jej komnacie, na stole. Od czasu do czasu, dokarmiała je rodzynkami, których miała pełno w szufladzie.
Obowiązek dolewania wody do naczynia, spadł na Water. Była najmłodszą wróżką i to z reguły jej się obrywało, jak tylko rośliny podsychały.
Pewnego dnia, wróżka szóstego szczebla wpadła do pokoju jak burzowa chmura. Pieprznęła drzwiami, tak, że tynk posypał się z sufitu.
- Jasny szlag mnie tu zaraz trafi! - krzyczała i gestykulowała przy tym z szybkością nie mniejszą, niż przeciętny dyrygent. - Do jutra mam wymyślić nowe zaklęcia.
Przeszła kilka kroków i zasiadła na swoim miejscu.
- Przecież ja nad jednym pracuje tydzień. Nosz kurwa mać! - Podniosła rękę, zwinęła ją w pięść, po czym z całej siły uderzyła w blat stołu.
W jednej chwili wszystko, co znajdowało się na biurku podskoczyło do góry. Księga, zatoczyła pół obrotu w tył, spadając na podłogę.
Naczynie z algami też podskoczyło. Obróciło się w powietrzu i uderzyło o kant biurka.
Na szczęście nie rozbiło się.
Niestety, fart nie trwał długo, bo w następnym ułamku sekundy z wielkim hukiem, upadło na podłogę roztrzaskując się na milion pięćset tysięcy kawałków.
Woda z algami chlusnęła na wszystkie strony. Rozlała po całej podłodze, zalewając przy tym księgę czarów.
Wróżki siódmego szczebla, otworzyły usta, ale z przerażenia, nie były w stanie wydusić żadnego słowa.
Maya zbladła, poczerwieniała, a potem złapała się za głowę.
- O bogowie… Co ja narobiłam…? - Schyliła się i nabrała troszkę brudnej wody w ręce. - Moja magia przepadła... Co ja mam teraz zrobić? Co robić?
- Water. Tree. Nic nie widziałyście, nic się nie stało. - Popatrzyła na wróżki.
- Jeżeli, to wyjdzie poza te drzwi, to jestem skończona. – Spojrzała groźnie na dziewczyny.
- A wy będziecie skończone razem ze mną – dodała lodowatym głosem.
Jej spojrzenie, było tak przeszywające i zimne, że aż ciarki przeszły wróżkom po plecach.
- Tree. Wyczaruj takie samo naczynie i wodę tak samo mętną , jak tu była wcześniej.
- A ty… – popatrzyła na drugą. - Ogarnij ten burdel, bo się ruszyć przez, to szkło nie mogę.
Wróżki posłusznie wykonały polecenia. Już po chwili komnata wyglądała, tak jak zawsze.

Jedyną różnicą był brak alg i wielka, magiczna pustka w oczach Mai.
Pustka, która nigdy już nie miała się wypełnić.

Prywatna Podręczna Księga Czarów

Od kilku dni Maya zastanawiała się, co zrobić, aby otrzymać swoją Prywatną Podręczną Księgę Czarów. I niespodziewanie, zaskakując samą siebie, wymyśliła:

- Pójdę do wróżki czwartego szczebla i wybłagam ją o księgę. Będę prosić, klękać, skamleć, płakać, a jak będzie trzeba to nawet... Wezmę się do roboty!?! (Nie, to ostatnie, to na pewno nie. Ta myśl była niechcący. Co ja sobie myślałam.) Dobra pomyślę sobie jeszcze raz.

- Pójdę do wróżki czwartego szczebla i wybłagam ją o księgę. Będę prosić, klękać, skamleć, płakać, a jak będzie trzeba to nawet... wezmę się do roboty... moimi wróżkami siódmego szczebla. (Właśnie tak miała wyglądać ta myśl).


Kolejnego dnia w Instytucie Magii Zwyczajnej i Niezwyczajnej nie mogła zmarnować. Ten dzień miał swój cel i cały został zaplanowany w konkretnym kierunku.
Maya pojawiła się w Instytucie wcześniej niż zwykle. Niewiele wcześniej, ale zawsze.
Weszła do swojej komnaty rozpromieniona. Przywitała się z wróżkami, zdjęła płaszcz, zapytała, co się zadziało i wyleciała z komnaty jak przeciąg. Oczywiście, nie mówiąc nikomu, gdzie się wybiera.

Wbiegła na górę i z pełną gracją stanęła przed drzwiami. Zapukała.
- Proszę wejść – odezwał się głos z komnaty.
Weszła i od progu zaczęła płakać, wzdychać i jęczeć.
Wróżka czwartego szczebla stała przy wielkim oknie. Wyglądała bardzo dostojnie, miała na sobie długą, czarną suknię, a jasne blond włosy upięte miała w kok.
Jej twarz, teraz zmartwiona, zawsze była pogodna i uśmiechnięta.
- Co się stało, słoneczko? - zapytała.
- Bo ja... Jestem taka umartwiona, że marnuję swój czas - odrzekła zapłakana wróżka, pociągając nosem. - Jak jestem w domu, to zamiast pracować, poświęcam czas na błahostki. A przecież mogłabym własnym sumptem wygenerować wiele nowych pomysłów.
- Nic z tego nie rozumiem – powiedziała starsza wróżka. – Jak to marnujesz czas?
- No bo tak... Mogłabym popracować w domu, ale nie mam tam Podręcznej Księgi Czarów, więc zamiast tego siedzę i nic nie robię. Tylko myślę o pracy i o tym, ile mogłabym zrobić, gdybym tylko miała taką Podręczną Księgę - mówiła i chlipała.
- W domu powinnaś odpoczywać, a nie myśleć o pracy - wyjaśniła Klara. - A poza tym, nie mogę ci dać Prywatnej Księgi Czarów, bo taki przywilej należy się wróżkom od piątego szczebla.
- Ale w czym ja jestem gorsza od nich? W niczym. One też nic nie robią. A ja wiele potrafię i wiele się jeszcze mogę nauczyć, gdybym tylko miała taką Księgę. Pokazałabym wszystkim, na co mnie stać. - Maya wytarła nos, pięknie zdobioną chusteczką.
- Nie jesteś w niczym gorsza, tylko...
- Tylko co? - Rozhisteryzowana wróżka wstała z fotela i z niepokojem w głosie dodała. - No co? Pewnie znowu coś na mnie gadali. Że niby nic nie robię. Albo że moje sierście nic nie robią. Na pewno to drugie.
- Sierście?
- Znaczy moje wróżki – szybko się poprawiła.
Na twarzy przełożonej rysowało się zdumienie.
Maya postanowiła nie zasypywać gruszek w popiele. Teraz albo nigdy.
Z impetem padła na kolana. I szurając nimi po podłodze, podpełzła do starszej wróżki by chwycić się jej nóg.
- Błagam, proszę... Co jeszcze mam zrobić? - zapytała z miną zbitego psa.
- Daj spokój, wstań - Klara schyliła się i pomogła jej wstać. - Niech ci będzie, ale mam nadzieję, że ostatni raz widzę tu takie sceny.

Maya poderwała się na równe nogi i rzuciła na szyję wróżki przełożonej.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję – całowała ją po rękach. – Wiedziałam, że konkretne argumenty na pewno do ciebie przemówią.

Łzy wyschły tak szybko, jak się pojawiły. Cel został osiągnięty.
A dzień nie poszedł na marne, tak jak wiele innych spędzonych w gabinecie Klary.
Maya była pewna, że ta strategia jeszcze nie raz jej się przyda i przyniesie z góry oczekiwane efekty.

A to, że wybłagała Księgę tylko i wyłącznie do swoich prywatnych celów, miało pozostać jej tajemnicą.

Leń w półcieniu

W komnacie panował półmrok, a wilgotność powietrza przyprawiłaby o zawrót głowy nawet stado żab.
Maya Flame z miną pokerzysty siedziała przed swoją księgą czarów i wpatrywała się w nią tępo. W zasadzie to wytężała wzrok, żeby coś zobaczyć.

Podniosła swoje zwierciadełko z nadłamaną rączką, wyciągnęła rękę na całą długość i szepnęła: „Black”.
Lusterko rozświetliło się niebieskim światłem.
- Black, możesz do mnie podejść? - zapytała.
- Dobrze, już idę – odpowiedział głos.

Drzwi otworzyły się i do komnaty weszła wróżka siódmego szczebla.
Miała pociągłą twarz, duże zielone oczy i kruczoczarne włosy. Prawdopodobnie z racji ich koloru nazywała się Black.
- Już jestem – powiedziała i zamknęła drzwi.
- Zapal, proszę, świece, bo nic tu nie widzę – powiedziała Maya, nawet nie odrywając wzroku od księgi.
Wróżka siódmego szczebla machnęła od niechcenia różdżką i w jednej chwili zapaliły się wszystkie świece.
- Po co mnie zawezwałaś? - spytała.
- Żebyś mi zapaliła światło – odpowiedziała. – Możesz już odejść.

Wróżka musiała sobie coś przygryźć, żeby się nie odezwać, bo jasny szlag ją trafił w jednej chwili.
Wyszła z komnaty, nie trzaskając drzwiami. Nie chciało jej się zniżać do poziomu pryncypała.

Jonizator

- Grrrrrr. Nie, nie, nie - warknęła Maya. - Albo zrobimy po mojemu albo nie zrobimy.
Porządnie zdenerwowana zamachnęła się różdżką i przypieprzyła nią w tablice wiszącą na ścianie. Ta w oka mgnieniu, zamieniła się w sporą grudkę soli, która pod wpływem działania automatycznej magii grawitacji upadła z hukiem na podłogę. Wprost pod nogi, przełożonej wróżek.
- Do kroćset, zaraz mnie tu poniesie... - Zacisnęła palce na różdżce, aż posypały się iskry.
- No co się tak patrzycie! - krzyknęła do swoich wróżek, które z premedytacją nie nawiązywały kontaktu wzrokowego.
- Niech no któraś zawezwie kogo trzeba, żeby, to naprawił.
Maya ciężko usiadła na swoim fotelu przy biurku, westchnęła i zaczęła wpatrywać się w grudkę soli.

Jedna z wróżek, wyciągnęła swoje magiczne zwierciadło i szepnęła do niego. Zwierciadło zabłysnęło i zaczęło grać monotonną melodyjkę. Po chwili ze zwierciadełka ktoś się odezwał.
- Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc?
- Tak, nasza tablica zamieniła się w sól – niepewnie powiedziała wróżka siódmego szczebla.
- Jak to? Sama, tak po prostu? Znudziło się jej być tablicą i zamieniła się w sól? – W głosie słychać było nutkę poirytowania.
- Nie , nie sama... - Wróżka popatrzyła niepewnie na Maye i z prawdziwą przyjemnością dodała. - To nasza szefowa, tak niechcący dotknęła jej różdżką.
Zwierciadło zmilkło na chwilę.
- Zaraz kogoś przyślę - odezwał się znowu głos.
Potem zwierciadełko błysnęło i zamilkło.
Przez kilka chwil nie odezwał się nikt; ani wróżka szóstego szczebla ani wróżki siódmego szczebla ani nawet bryłka soli, szczebla niewiadomego.
Zaraz potem, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - odezwała się Water, wróżka siódmego szczebla.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł przystojny i zawsze uśmiechnięty Qb, technik magii materii. W pokoju od razu uniosła się woń jego perfum.
- Co tam dzisiaj udało wam się zepsuć? - rozejrzał się i spojrzał, na jedyną wróżkę szóstego szczebla w komnacie.
Maya Flame podniosła się z fotela i pokazała na bryłkę soli.
- Niechcący dotknęłam tablicy i sama nie wiem… Pewnie znowu mam zepsutą różdżkę.
- Można zobaczyć? - zapytał technik magii materii.
Obejrzał przyrząd i kilka razy machnął, nim w powietrzu.
Różdżka zostawiała za sobą piękne, kolorowe smugi światła, które po chwili rozpływały się w powietrzu.
Nagle technik dotknął różdżką grudkę soli.
Nieduża chmura jasnego światła, otuliła grudkę soli, potem coś błysnęło. Po chwili chmura zniknęła, a na biurku dalej leżała bryłka soli. A w środku miała wydrążony niewielki otwór.
- To nie jest tablica! - krzyknęła Maya, zaraz po tym, jak wykazała się spostrzegawczością.
- No , nie jest i już nigdy nie będzie - Qb popatrzył na nią, a potem na grudkę. – Kryształ, to forma materii, która jest niepodatna na magię wsteczną. Struktura kryształu jest antymorficzna i kompletnie niepodatna, na magie materii i wszelkie próby zmiany jej kształtu.
Aha, – przytaknęła Maya, nie mając pojęcia o czym mówi technik, bo w zasadzie jej, to nie interesowało.
Mówił dalej, ale do niej nic już nie docierało, bo właśnie wpadła na genialny pomysł, a takie chwile nie zdarzają się często.
Oczami wyobraźni zobaczyła jak na biurku stoi ta bryła soli, a w środku pali się świeczka.
"To może być idealny joniaztor" - pomyślała i przerwała wizję.

- Water... Zamów nową tablice – powiedziała Maya i wyszła z komnaty.