Złodziej

Metalowa kotwica z hukiem wpadła na dach jednego z tarasów Instytutu. Zaraz potem zaczęła okrutnie hałasować, ciągnięta przez naprężaną linę.
Nie znajdując żadnego zaczepienia spadła z dachu i poleciała na dół.
- Do huty...! - Dobiegł głos z dołu.
- No zawsze tak mam… – powiedział złodziej stojąc pod tarasem i masując ramię - Czy chociaż raz nie może się zdarzyć tak, że rzucę i od razu zaczepię?
Ted zwinął linę na ramieniu i zaraz potem zaczął jeszcze raz rozkręcać metalową kotwicę.
Kotwica zatoczyła kilka okręgów i z impetem poszybowała w górę i spadła na dach tarasu. Tym razem jeden z haków znalazł punkt zaczepienia.
Postać na dole kilka razy szarpnęła sznurem, żeby się upewnić, że tym razem zakotwiczenie zakończyło się sukcesem.
Złodziej splunął w dłonie, chwycił za linę i powoli zaczął się wspinać po kamienistej ścianie.
W połowie drugiego piętra usłyszał, czyjeś kroki. Wciągnął linę, która pod nim zwisała, przylgnął do ściany i znieruchomiał.
Nie czekał długo. Odgłosy kroków stały się głośniejsze i po chwili zza rogu wyszła niewielka zakapturzona postać z długim drągiem w ręku. Na końcu drąga dyndał niewielki lampion, który rozświetlał jej drogę.

Złodziej wisiał już chwilę na ścianie obserwując postać na dole. Był pewien, że długo tak nie wytrzyma, bo mięśnie już zaczęły mu drżeć pod skórą, a sznur niemiłosiernie wpijał się w dłonie.
Zaczął się modlić, żeby ten cieć jak najszybciej sobie poszedł, ale najwidoczniej dziś nie miał specjalnego posłuchu u Bogów.
Postać z lampionem (chyba faktycznie cieć) kręciła się pod wiszącym na ścianie złodziejem i widać było, że raczej jej się nie śpieszy.

Zdrętwiałe ręce złodzieja odmówiły posłuszeństwa i puściły sznur. Ted oderwał się od muru i przeraźliwie krzycząc runął w dół.
Stróż zdążył odskoczyć w ostatniej chwili.
Dzięki niebywałemu refleksowi ciecia złodziej nie zaznał miękkiego lądowania i hukiem runął na udeptaną ziemię.
Kurz podniósł się na wysokość metra, a tępy odgłos upadku przyprawiał o dreszcze.
Stróż powoli pozbierał się z ziemi i podniósł upuszczony drąg. Podszedł do leżącego na brzuchu złodzieja i przyświecił lampionem. Gdy tylko światło dotarło do twarzy leżącego stróż uświadomił sobie, że kogoś mu on przypomina.
- Ted, to ty? – zapytał z niepewnością w głosie i szturchnął go kijem.
Cięć wbił kij w ziemię, pochylił się i odwrócił leżącego na plecy.
- Ted, to znowu ty? – zapytał i zaczął cucić nieprzytomnego złodzieja.
Ted zaczął stękać i jęczeć.
Powoli zaczął się zbierać z ziemi, próbował się czegoś chwycić, na czymś wesprzeć. Macał ręką w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Jego ręka natrafiła na linę, która nadal zwisała z dachu tarasu. Chwycił ją mocno i podciągnął się, na tyle, że udało mu się usiąść.
Zaraz potem z wielkim hukiem spadła kotwica i wylądowała w miejscu, w którym jeszcze przed momentem leżała głowa złodzieja.
Złodziej pozbierał się błyskawicznie i wystraszony stanął na równych nogach. Popatrzył na kotwicę, złapał się za bolącą głowę i zaczął ją masował.
- Kurwa, nigdy mi się nie uda – powiedział podnosząc wzrok na stróża.
- Co? – zdziwił się cieć – Znowu miałeś test?
- Miałem już po raz dwudziesty szósty. – Złodziej zaczął masować głowę drugą ręką.
- I jak widać znowu gówno z tego wyszło – Ted spuścił głowę. – najwidoczniej nie nadaje się na złodzieja.
- Oj daj spokój – stróż poklepał go po ramieniu – nie można się tak łatwo poddawać.
- Greg, powtarzasz to już dwudziesty szósty raz.
- Co tym razem miałeś wykraść? – zapytał Greg.
- Tym razem to jakaś pierdoła – odparł Ted – niewielki medalion.
Stróż popatrzył na złodzieja.
- Słuchaj Ted, może przyniosę Ci ten medalion i zaniesiesz go do gildii i powiesz, że go ukradłeś.
- Naprawdę, mógłbyś to dla mnie zrobić? – zapytał złodziej z nadzieją, która momentalnie wymalowała się na jego twarzy.
- Trzeba sobie pomagać – dodał stróż.

Greg przyniósł medalion i dał go złodziejowi, który w jednej chwili zapomniał o bolącej głowie i stłuczonym ramieniu.
Zadowolony z siebie podziękował Gregowi i wesoło pomaszerował do miasta, aby dumnie oznajmić swojemu mentorowi, że w końcu udało mu się zdać test na złodzieja pierwszego poziomu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz