Leń w półcieniu

W komnacie panował półmrok, a wilgotność powietrza przyprawiłaby o zawrót głowy nawet stado żab.
Maya Flame z miną pokerzysty siedziała przed swoją księgą czarów i wpatrywała się w nią tępo. W zasadzie to wytężała wzrok, żeby coś zobaczyć.

Podniosła swoje zwierciadełko z nadłamaną rączką, wyciągnęła rękę na całą długość i szepnęła: „Black”.
Lusterko rozświetliło się niebieskim światłem.
- Black, możesz do mnie podejść? - zapytała.
- Dobrze, już idę – odpowiedział głos.

Drzwi otworzyły się i do komnaty weszła wróżka siódmego szczebla.
Miała pociągłą twarz, duże zielone oczy i kruczoczarne włosy. Prawdopodobnie z racji ich koloru nazywała się Black.
- Już jestem – powiedziała i zamknęła drzwi.
- Zapal, proszę, świece, bo nic tu nie widzę – powiedziała Maya, nawet nie odrywając wzroku od księgi.
Wróżka siódmego szczebla machnęła od niechcenia różdżką i w jednej chwili zapaliły się wszystkie świece.
- Po co mnie zawezwałaś? - spytała.
- Żebyś mi zapaliła światło – odpowiedziała. – Możesz już odejść.

Wróżka musiała sobie coś przygryźć, żeby się nie odezwać, bo jasny szlag ją trafił w jednej chwili.
Wyszła z komnaty, nie trzaskając drzwiami. Nie chciało jej się zniżać do poziomu pryncypała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz