Delegowanie zadań

Wróżka szóstego szczebla siedziała nad Księgą w swojej komnacie, którą żartobliwie nazywano Grotą Solną.

Nazwa komnaty nie wzięła się z powietrza. Mało tego, była bardzo adekwatna do warunków panujących wewnątrz. Prawie zawsze panował tam półmrok, delikatnie rozświetlany przez stojące na stole; dwa solne jonizatory i naczynie z fałszywymi algami. Powietrze było tak wilgotne, że przy głębszych wdechach można się było zachłysnąć. A żeby tego było mało, to w grocie śmierdziało przepalonym woskiem, który zalegał w jonizatorach i mieszał się z solą w magicznie wydrążonych otworach.
Żadna z podwładnych nie lubiła tej komnaty, za to Maya czuła się tam jak w domu.


Było już południe. Panna Flame siedziała przy stole, zajęta przygotowaniem raportu z zadań wykonanych w poprzednim kwartale. Nienawidziła spowiadać się przed Radą, bo prawie nikt jej tam nie lubił. No może z wyjątkiem Klary, wróżki czwartego szczebla, która nie wiedzieć czemu, przepadała wprost za Mayą.
Tym razem jednak, Rada miała się odbyć bez wróżki czwartego szczebla, gdyż była ona bliska rozwiązania. To z kolei nie dawało spokoju Alabastrowi (wróżki siódmego szczebla wymyśliły tą nazwę z racji śniadej cery i wstrętu Mai do opalenizny). Doskonale wiedziała, że będzie to polowanie na czarownice. Była świadoma tego, że nie jest w stanie sama się wybronić. Długo myślała jak wyjść z tej opresji i wymyśliła. Wzięła swoje sfatygowane zwierciadełko do ręki.
- Black. Podejdź do mnie – powiedziała do lusterka.
- W tej chwili nie mogę. Pracuje nad twoimi zaklęciami.
- To jest teraz nie ważne! – powiedziała stanowczo Najjaśniejsza (to też wróżki...).
- Ale wcześniej mówiłaś, że to zadanie najwyższej wagi...
- Może mówiłam, może nie mówiłam – odparła poirytowana. - Ale teraz mam dla ciebie pilniejsze zadanie.
- Już idę.

Drzwi do groty otworzyły się i przez krótką chwilę do komnaty wpadło trochę światła. Zaraz za nim w drzwiach stanęła Black.
Maya powoli podniosła wzrok.
Wróżka jak zwykle była bardzo gustownie ubrana. Miała na sobie ciemnofioletową suknię, jasnofioletowy gorset przeplatany z przodu czarną, aksamitną wstążką. Szyje zdobił niewielki, obsydianowi wisiorek w kształcie wiru powierza, zwisający na srebrnym łańcuszku. Jej kruczoczarne, proste włosy, spływały po ramionach zakrywając częściowo dekolt.
Czarodziejka zauważyła, jak przez ułamek sekundy, przełożonej nabrzmiały chrapy, tak, że o mało nie została wciągnięta razem z powietrzem.
"Dla takich chwil warto żyć" – pomyślała.

Weszła do środka. Delikatnie uniosła palec wskazujący. Drzwi do komnaty zamknęły się.
- Ładnie ci w tym fiolecie – powiedziała do niechcenia Maya.
- Dziękuję.
- Ale chyba Silente ładniej wygląda we fioletowym – dodała z wielką satysfakcją.
Ciemnowłosa puściła kąśliwą uwagę mimo uszu i usiadła naprzeciw Tej.

- Po co mnie wezwałaś?
- Za dwa dni zbiera się Rada. Ja nie mogę się tam zjawić, bo muszę pilnie wyjechać – skłamała Najjaśniejsza. – Ty tam pójdziesz.
- Ja!?! - Wróżka o mało nie spadła z krzesła.
- No tak. Ktoś tam pójść musi, a ja przecież się nie rozdwoję.
- Ale ja nigdy nie byłam na takiej Radzie. Skąd mam wiedzieć, co mam tam mówić?
- Zaraz ci wszystko powiem.

No i Alabaster mówił, a wróżka słuchała. O planach, wykonanych zadaniach, raportach oraz wszystkich tych rzeczach, które wydarzyły się z poprzednim kwartale. Napomknęła o pytaniach, jakie mogą się pojawić i dodała też parę odpowiedzi.
Wszystkie informacje podała tak chaotycznie, że chyba sama nie była pewna co mówi.

- Nic nie notowałaś? – zapytała przełożona ze zdziwieniem.
- Wszystko zapamiętałam – odparła skromnie Black.
Chrapy wciągnęły ponad 3 litry wilgotnego powietrza i już miała coś dodać, ale właśnie wtedy rozbłysnęło jej zwierciadełko. Podniosła je ze stołu i trzymała na wyciągnięcie ręki.
- Maya Flame. Słucham.
- Tu Brilake. Mam nadzieje, że pamiętasz o Radzie – powiedziała przełożona Mai. – To już za dwa dni.
- Właśnie miałam z tobą o tym porozmawiać – odparła zakłopotana. – Bo widzisz. Ja nie mogę stawić się na Radzie.
- Co powiedziałaś!?! – prawie krzyknęła.
- Muszę właśnie wtedy gdzieś pilnie wyjechać.
- Co jest ważniejszego od Rady? – zapytała porządnie rozzłoszczona Brilake.
- Miałam jechać po zioła i inne specyfiki potrzebne do eliksirów – powiedziała najciszej jak potrafiła.
- I to ma być ważniejsze!?! – wrzasnęła. – Nigdzie nie pojedziesz! Poślij tam którąś ze swoich wróżek! A ty masz się stawić przed starszyzną, mało tego, masz być przygotowana. Bo nie chcę się znowu przez ciebie najeść wstydu.
Lusterko rozbłysło i zamilkło.
Maya prawdopodobnie zbladła, chociaż nie było tego po niej widać z racji naturalnej jasności.
W komnacie zapanowała zupełna cisza. Słychać było tylko muchy... Nie, muchy lepiej nie.
Słychać było tylko świst powietrza wydobywający się z nosa panny Flame. A jej tępy wzrok, wiercił dziury w drzwiach komnaty.

Black nie wiedziała, czy ma wyjść, czy zostać. Niezręczność tej sytuacji była wręcz namacalna. Na szczęście wróżka szóstego szczebla, zachowała się tak, jak zawsze w takiej sytuacji.
- Wyjdź – powiedziała bez emocji.

Ciemnowłosa wstała i podeszła do drzwi. Pomimo tego, że forma polecenia była fatalna, to i tak ucieszyła się, że może już iść.
- Poczekaj – dodała łamiącym się głosem przełożona. – Powtórz mi to wszystko, co ci powiedziałam. Już nie pamiętam, co mówiłam...
- A może lepiej... - W oczach Mai pojawił się blask.
- Albo lepiej mi to napisz, a potem przynieś. – Satysfakcja znowu pojawiła się w jej głosie.

Wróżka siódmego szczebla wstrzymała oddech tylko po to, aby przeklinać w myślach jak najdłużej.
Odwróciła się i wyszła z groty prawie tracąc przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz