Magik Sfery

Zespół Mai składał się prawie z samych wróżek, których głównym zadaniem było opracowywanie nowych zaklęć i eliksirów. Jednak był tam ktoś jeszcze. Ktoś kto nie pasował do zespołu, ale z niewiadomych przyczyn zajmował jedno miejsce w drugiej komnacie.
Tym kimś był Espidi, jedyny przedstawiciel płci brzydkiej. Ten niepozorny z wyglądu gnom był magikiem Sfery i zajmował się wprowadzaniem do niej różnych informacji.
Magiczne księgi potrafiły łączyć się ze Sferą. Tym sposobem ich właściciele mogli korzystać z jej nieskończonych zasobów.
Od samego początku gnom, był traktowany inaczej niż wróżki. Najjaśniejsza bardzo go lubiła i spełniała wszystkie jego prośby. Była pod wrażeniem wiedzy jaką posiadał, chociaż sama nie miała bladego pojęcia, czym tak naprawdę się zajmuje. Zawsze interesowały ją tylko efekty, a nie sposoby realizacji. I nawet nie przeszkadzało jej to, że nie miał pojęcia o zaklęciach, eliksirach, czy ich tworzeniu.
Miał prawie wolną rękę w doborze zleceń, co zresztą, bardzo mu odpowiadało i za to był jej wdzięczny.
Jednak tylko pozornie odwzajemniał sympatię przełożonej, gdyż od samego początku był w opozycji oraz ścisłej komitywie z wróżkami. Zawsze je wspierał. Starał się pomagać jak tylko mógł. Zwłaszcza, że Maya była dla nich bardzo surowa i złośliwa. Co też nie dawało mu spokoju. Źle się z tym czuł i nie znosił tego „bycia kimś lepszym”. Nie raz stawał po ich stronie i próbował wywalczyć łagodniejsze traktowanie wróżek, ale Alabaster w tej kwestii była stanowcza i zaraz odwracała kota ogonem.
Niejednokrotnie też lądował na zielonej ławie, która stała na korytarzu przed komnatą. Tam mu się obrywało za to, że wtyka nos w nie swoje sprawy. W ogóle nie przeszkadzało jej to, że w tym czasie było tam pełno różnych istot, które zaniepokojone krzykami przysłuchiwały się w milczeniu.
A na domiar złego zawsze po takiej rozmowie, na wróżki i magika, spadały dodatkowe obowiązki. To była jej ulubiona broń. Czasami pod naporem zadań (zwanych przez wróżki: „z dupy”), które były tylko formą kary, zespół lub jego część, siedziała w Instytucie do późnych godzin nocnych.
Efektów tej pracy oczywiście nikt nie oceniał. Pewnie nawet nie sprawdzał...

Espidi potrafił dłubać w tych swoich księgach całymi dniami, a efekty jego pracy były bardzo pomocne w codziennym funkcjonowaniu całego Instytutu.
Maya już nie raz gratulowała sobie takiego pracownika, co doprowadzało go do szewskiej pasji. Bo przecież z reguły gratuluje się komuś.

Chyba właśnie to było jedynym, sensownym wytłumaczeniem jego obecności w zespole.
A już na pewno to, że mogła się chwalić jego dokonaniami, które były sukcesem zespołu, czyli jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz